FATE OF THE DRAGON
Miłośnicy RTS-ów mogą zacząć się cieszyć. Potentat Eidos zakończył już prace nad swą najnowszą strategią Fate Of The Dragon i lada moment odbędzie się jej polska premiera. Nie ma to jak być dopieszczonym! Ostatnimi czasy na rynku pojawiło się tak wiele znakomitych strategii czasu rzeczywistego, że aż wszystkich nie udało mi się ukończyć. Najpierw przydreptał podwodny Submarine Titans, później trójwymiarowe, japońskie Shogun: Total War (czekamy na dodatek!) i całkowicie ztechnicyzowane Ground Control, wreszcie długo oczekiwany historyczno-futurologiczny Red Alert 2. Za każdym razem gracze świetnie się bawili, zaś recenzenci klaskali z radości uszami. Czy tak będzie i tym razem?
Cóż, wszystko wskazuje na to, że Three Kingdoms: Fate Of The Dragon stanie się olbrzymim przebojem. Akcja gry toczy się w starożytnych Chinach, co zresztą sugeruje tytuł, nawiązujący w sposób bezpośredni do słynnego „Romansu trzech królestw”. W czwartym wieku naszej ery Chiny były potężnym państwem rządzonym przez silnego cesarza. Niestety, człowiek ów zmarł, a o jego schedę zaczęło się ubiegać trzech walecznych wojowników. Jednym z nich był niejaki Gracz.
Fate Of The Dragon ma być standardowym RTS-em wnoszącym odrobinę nowego do bądź co bądź skostniałego gatunku. Będą więc budynki, które należy wznieść, i chłopi, który trzeba do pracy pognać. Tyle że wyzbieranie trzech surowców oraz wyprodukowanie zań olbrzymiej armii nie wystarczy do zwycięstwa. W grze pekińskiej firmy Overmax (no proszę, niby komunistyczny reżim, a programują naprawdę przyzwoicie – żeby tak jakąś polską produkcją zaopiekował się Eidos!) nie obejdzie się bez ustawienia całej ścieżki gospodarczej. Z pola zbierze się kukurydzę czy inny ryż, z fermy mięsne świnie (ale bez pól to wiele się nie wyhoduje), z kopalń złoto i metale szlachetne, z lasu drewno, a z winnicy wino. Oczywiście odpowiednie proporcje będą miały spore znaczenie. Pozbawieni odpowiedniej ilości żarcia żołnierze stracą swe wysokie morale, a może nawet i siły. W takim stanie powalczyć – nie powalczą. Jednym z najważniejszych „surowców” okażą się być robotnicy. Mieszkają sobie w chatkach, pracują aż miło, a dzięki odpowiednim technologiom są w stanie nauczyć się rzemiosła wojennego (łucznicy, siepacze, konni itp.), górnictwa, drzewotnijstwa (drwale :), czy też hodowli świń. Żołnierze oczywiście zostaną zaopatrzeni w współczynnik doświadczenia, a to oznacza, że doświadczone jednostki staną się cenniejsze, a zarazem skuteczniejsze. Również i ich morale będzie miało niemałe znaczenie. Wojownik nie przekonany do tego, co robi, walczy słabiej, niż dobrze umotywowany zabójca!
Siłą Fate Of The Dragon są też doskonale przygotowane algorytmy sztucznej inteligencji oraz mapy. Te podzielono na dwie części: pierwszą tradycyjną, i drugą – mapę miasta. Standardowo rozgrywka toczy się na tej pierwszej, jednak w zależności od potrzeb można włączyć tą drugą, niezbędną podczas ataku na fortecę. Przełączanie się pomiędzy nimi jest banalne i nie nastręcza najmniejszych trudności. A miasta zdobywać warto – chociażby po to, by ściągnąć z nich odpowiednie podatki. Przy okazji warto osadzić w nich jakichś zbrojnych, tak by złodzieje nie zaczęli się panoszyć, a wróg nie zainteresował się „łatwym celem”.
Ciekawostką są też mgły wojny, czyli ograniczenie związane z zasięgiem wzroku żołnierzy. Zrealizowano je dość prosto – stopniowo zaciemniając obszary, na których nie ma żadnych wojsk. Przytrafiają się też czynniki losowe typu trzęsienia ziemi, pojawia się dyplomacja oraz handel (targowiska). Autorzy przewidują też około 50 misji przeznaczonych dla jednego gracza oraz tryb multiplayer dla 8 zawodników. Już wkrótce przekonamy się, czy to wszystko razem zagrało, czy też nie…