Niekiedy przechodząc ulicami obcego miasta, gdy z zapamiętaniem śledzimy napisy na tabliczkach przymocowanych do ścian budynków, czy to po to, by utwierdzić się w przekonaniu, że nie zgubiło się drogi, czy dla zaspokojenia poznawczej natury, widzimy ozdobnymi zgłoskami wyryte słowa informacji, że w tym, a tym miejscu, w takim, a takim czasie, mieszkała taka, a taka bardzo ważna osobistość. Często o owej personie mamy raczej mgliste pojęcie, a po przeczytaniu wiadomości, czym prędzej ją zapominamy. Inaczej jest w przypadku Wadowic. Tam, na każdej zakupionej mapce tłustym drukiem wskazane jest miejsce urodzenia Karola Wojtyły, późniejszego Jana Pawła II. I raczej przypadkiem pod jego dom się nie trafia. Z reguły właśnie on jest celem pielgrzymek. Czy jest jakiś szczególny? Ot, kamienica, teraz odremontowana, grube mury, na podłodze klatki schodowej wytrzymała mozaika, wyślizgane schody i poręcze przy nich. Latem panuje przyjemny chłód. Na piętrze, gdzie dawniej mieszkał Wojtyła, mieści się muzeum. Znajduje się tam mnóstwo pamiątek po nim. Poczynając od kaflowego pieca stojącego tu od jego czasów, poprzez szkolne świadectwa, narty i sutanny. Jednak, jeśliby ktoś chciał wyczuć domową atmosferę tych pomieszczeń, rozczaruje się. Gabloty, szkło, siostra Nazaretanka wpuszczająca pielgrzymów. Nie ma tu nic domowego. Chyba…, że zamknie się oczy, poczeka, aż reszta grupy cicho komentując oglądane eksponaty odejdzie gdzieś dalej. Przez otwarte okno wpadnie świergot wróbli buszujących po dachu, wtedy można sobie rzeczywiście wyobrazić, że wiele dekad temu, On też przebywał w tych murach…