Większość moich znajomych gdy tylko usłyszą, że uwielbiam klimat panujący na Lofotach są zdziwieni. ” Brrr.. tak tam zimno !”, ” Ania co w tym fajnego ? Mroźno i deszczowo”. Przyznam, iż nawet rozumiem ich zdanie, bo Norwegia krajem słynącym z możliwości wygrzewania się na słońcu nie jest ,ale nie popadajmy ze skrajności w skrajność, choć wyspy leżą na dalekiej północy, klimat jest wyjątkowo łagodny za sprawą ciepłego Prądu Zatokowego, a temperatura morza nie przekracza latem 10-13 stopni Celsjusza.
Jadąc na Lofoty, tych danych nie znałam . Jakie było w końcu moje pierwsze wrażenie ? “Miłość od pierwszego wejrzenia” … właśnie to stwierdzenie przychodzi mi do głowy kiedy pomyśle o wrażeniu jakie wywarł na mnie ten archipelag. Własnie tak ! Zakochałam się w Lofotach, o ironio właśnie przez klimat panujący w Norwegii, ów chłodne powietrze z wyczuwalną wilgocią, cudne fiordy a przede wszystkim te widoki… i śmiało mogę powiedzieć, że to nie tylko moje zdanie. To one własnie spowodowały, że z ciocią wracałyśmy tam nie raz, a co za tym idzie możecie się spodziewać wielu wpisów, nie tyle o Norwegii, ale o całej Skandynawii !
Lecz wracając do widoków. Chwyciły nas za serce. Osobiście pierwszej nocy na Lofotach nie mogłam przestać patrzeć na cudowne góry, które przed moimi oczami zmieniały się praktycznie co minutę. Odkrywałam je na nowo. Wystarczyło jednak, że odwróciłam głowę w bok a moim oczom ukazywał się widok rozciągniętych Szoftkiszy, czemu oczywiście towarzyszył specyficzny zapach ( smród* jeśli mam być szczera 😀 ) Ryby suszone są na słońcu i wietrze, nie tyle dla smaku, ale dlatego, że taka ryba była po prostu “długoterminowa”. Nie psuła się,co pozwalało żeglarzom na dłuższe wyprawy i nie zamartwianie się o prowiant.
Przygoda na Lofotach zaczęła się dosyć prosto. Pierwszy rzut oka – klasyczna zabudowa portu rybackiego, czerwone domki (Rorbuer). Daje to efekt spokoju, który się udziela wszystkim. Czas zwolnił. Życie zaczeło toczyć się spokojnie i powoli .Mieszkańcy żyją tam z rybołówstwa, przetwórstwa ryb i turystyki. Sama droga na Lofoty wprawiła nas w zachwyt. “Droga Atlantycka” która prowadzi przez 9 km z Kristiansund do Molde. Zatrzymaliśmy się na punkcie widokowym. Adrenaliny we krwi dodatkowo przybyło nam kilka litrów, bo ów drogę nazywa się też “drogą donikąd”.
Pisząc o podróży na Lofoty nie wybaczyłabym sobie gdybym nie wspomniała o naszym spotkaniu z reniferami. Od tego czasu ciągle mam je przed oczami. Po prostu się w nich zakochałam. W ich delikatnym spojrzeniu i przyjemnym w dotyku porożu. Głaskanie reniferów to dopiero definicja skandynawskiej atrakcji . Choć na pierwszym miejscu dałabym skandynawską kuchnie. Jak można się domyśleć królują w niej ryby, przyrządzane na różne sposoby min. zupy rybne. Po przepis zapraszamy do zakładki przepisy.






Myślę, że nie ma co więcej dodawać Lofoty- piękne miejsce, pyszne jedzenie, zaskakująco przyjemny klimat. Pakujcie plecak i w drogę 🙂 !
Anna To
Dodaj komentarz